|
Juliusz Verne
Buntownicy z «Bounty»
Tytuł oryginału francuskiego: Les révoltés de la «Bounty»
Tłumaczenie:
Krzysztof Czubaszek, Agnieszka Zydorczak, Andrzej
Zydorczak
Ilustracje w tekście Leona Benetta, zaczerpnięte z wydania
Hetzela
Mapkę opracował i wykonał Tadeusz Kępski
Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak
© Andrzej
Zydorczak
I
Porzucenie
ie wieje
najmniejszy wietrzyk, ani jedna zmarszczka nie pojawia się na
powierzchni morza, ani jedna chmurka na niebie. Na firmamencie z
niezwykłą wyrazistością rysują się wspaniałe gwiazdozbiory
południowej półkuli. Żagle Bounty zwisają wzdłuż masztów,
statek stoi nieruchomo. Poświata księżyca, powoli blednąca pod
wpływem zaczynającego się świtu, rozjaśnia przestrzeń nie dającym
się opisać światłem.
***
Bounty, statek o wyporności dwustu piętnastu ton,
obsługiwany przez czterdziestu sześciu ludzi, wypłynął ze Spithead
23 grudnia 1787 roku, pod dowództwem kapitana Bligha,
doświadczonego, ale nieco surowego żeglarza, który to towarzyszył
kapitanowi Cookowi1 w jego
ostatniej podróży badawczej.
Bounty otrzymał specjalne zadanie przewiezienia na Antyle
sadzonek drzewa chlebowego,2
rosnących w obfitości na Tahiti. Po sześciomiesięcznym, wymuszonym
postoju w zatoce Matavai, William Bligh, załadowawszy na pokład
mnóstwo owych drzewek, wziął kurs na Indie Zachodnie,3 zatrzymując się na krótko na Wyspach
Przyjacielskich.4
Wiele już razy podejrzliwy i porywczy charakter kapitana
doprowadził do nieprzyjemnych zdarzeń między nim a niektórymi
oficerami. Jednakże spokój panujący na pokładzie Bounty o
wschodzie słońca dnia 28 kwietnia 1789 roku zdawał się wcale nie
wróżyć ważnych wydarzeń, które miały wkrótce nastąpić.
***
Istotnie, wszystko zdawało się być uśpione, kiedy nagle statek ogarnęło jakieś
dziwne ożywienie. W kącie zebrało się kilku marynarzy, którzy
zamienili między sobą szeptem parę słów, a następnie bezszelestnie
zniknęli.
Czyżby to była czwarta
rano, kiedy następuje zmiana wachty? Jakie niespodziewane zdarzenie
dokonywało się na pokładzie?
– Przede wszystkim bez hałasu, moi przyjaciele –
rzekł Fletcher Christian, pierwszy oficer na
Bounty. – Bob załaduj swój pistolet, lecz
nie strzelaj bez mego rozkazu. Ty, Churchill, weźmiesz siekierę i
rozbijesz zamek w kajucie kapitana. Ostatni raz powtarzam: chcę
mieć ich żywych!
Christian wślizgnął się
pod pokład. Towarzyszyło mu około dwunastu marynarzy uzbrojonych w
pałasze, kordelasy i pistolety. Zostawiwszy dwóch wartowników przed
kajutami, Stewarta i Petera Heywooda, bosmana i midshipmana5 z Bounty, zatrzymali
się przed drzwiami kajuty kapitana.
– Dalej, chłopcy! –
powiedział Fletcher. – Jedno mocne pchnięcie ramieniem!
Drzwi ustąpiły pod
energicznym naporem i marynarze wpadli do kajuty. Początkowo
zaskoczeni ciemnością i, być może, zastanawiając się nad znaczeniem
swoich czynów, chwilę stali niezdecydowani.
– Stój! Kto tam? Któż
się ośmielił?… – krzyknął kapitan, zeskakując ze swego
hamaka.6
– Spokój, Bligh! – odpowiedział Churchill. – Milcz i nie próbuj stawiać oporu, albo
zmuszę cię do milczenia!
– Nie ma sensu się ubierać – dodał Bob. – Będziesz i tak ładnie wyglądał, kiedy
zostaniesz powieszony na rei bezanmasztu!7
– Churchill, zwiąż mu
ręce na plecach i wyprowadź go na pokład! – rozkazał
Christian.
– Najstraszniejszy z
kapitanów nie jest groźny, kiedy wiadomo, że dał się złapać –
zauważył John Smith, filozof bandy.
Następnie gromada ludzi,
nie dbając o to, czy obudzi lub nie śpiących jeszcze marynarzy z
ostatniej wachty, weszła ponownie po schodach na pokład.
Nie był to bunt powszechny, bowiem ze wszystkich oficerów pokładowych jedynie Young,
jeden z midshipmanów, przyłączył się do niego.
Jeśli idzie o ludzi z
załogi, niezdecydowani poddali się woli prowodyrów, podczas gdy
inni, bez broni, bez przywódcy, pozostali widzami dramatu,
rozgrywającego się na ich oczach.
Wszyscy znajdowali się
już na pokładzie. Pogrążeni w milczeniu, obserwowali zachowanie
swego kapitana, który, na pół ubrany, przechodził z wysoko
podniesioną głową pośród tych ludzi, którzy dotychczas
przyzwyczajeni byli drżeć przed nim.
– Bligh – powiedział Christian szorstkim głosem –
zostaje pan pozbawiony dowództwa.
– Nie ma pan prawa… – sprzeciwił się kapitan.
– Nie marnujmy czasu na zbędne protesty –
krzyknął Christian, przerywając Blighowi. – W tej chwili jestem
wyrazicielem całej załogi Bounty.Nie opuściliśmy jeszcze Anglii, kiedy mieliśmy już okazję
narzekać na pańskie krzywdzące podejrzenia, na pańskie brutalne
zachowanie. Kiedy mówię “my”, myślę zarówno o oficerach jak i o
marynarzach. Nie tylko, że nie mogliśmy nigdy otrzymać
zadośćuczynienia, które się nam należało, to jeszcze pan zawsze
odrzucał z pogardą nasze skargi. Czyż jesteśmy psami, aby być
nieustannie obrażani? Kanalie, bandyci, kłamcy, złodzieje! Nie miał
pan dla nas wyrażeń nazbyt mocnych, obelg nazbyt ordynarnych!
Doprawdy, trzeba nie być człowiekiem aby
wytrzymywać takie życie! A ja, pański rodak, ja, który znam pańską
rodzinę, ja, który odbyłem pod pańskim dowództwem dwie podróże,
czyż byłem przez pana oszczędzany? Czyż nie dalej jak wczoraj
oskarżył mnie pan, że ukradłem pańskie nędzne owoce? A co pan robił
z ludźmi? Za nic – w żelaza! Za byle drobnostkę – dwadzieścia
cztery uderzenia powrozem! Jednak za wszystko się płaci na tym
świecie! Bligh, był pan dla nas zbyt szczodry! Teraz nasza kolej!
Pańskie zniewagi, pańskie krzywdzące
podejrzenia, pańskie bezsensowne oskarżenia, tortury moralne i
fizyczne, którymi obciążał pan swoją załogę przez półtora roku,
doczekały się, aby je wynagrodzić, i to wynagrodzić surowo!
Kapitanie, zostałeś osądzony i skazany na śmierć przez tych,
których obraziłeś. Czy dobrze mówię,
towarzysze?
– Tak, tak, na śmierć! – krzyknęła większość marynarzy, grożąc
swemu kapitanowi.
– Kapitanie Bligh – ponowił Christian – niektórzy z nich chcieli,
aby powiesić pana na stryczku, między niebem a ziemią. Inni
proponowali kaleczyć pańskie barki dziewięcioogonowym8 kotem tak długo, aż nadejdzie śmierć.
Brakuje im jednak wyobraźni. Ja wymyśliłem coś lepszego. Poza tym
nie jest pan tutaj jedynym winnym. Ci, którzy poddańczo wykonywali
pańskie rozkazy, ci okrutnicy, którymi byli, byliby zrozpaczeni,
musząc przejść pod moją komendę. Zasłużyli sobie, aby towarzyszyć
panu tam, gdzie wiatr pana zagna. Spuścić szalupę!
Pomruk niezadowolenia towarzyszył ostatnim słowom Christiana, lecz
on się tym nie przejmował.
Kapitan Bligh, którego te groźby nie wyprowadziły
z równowagi, skorzystał z chwili ciszy, aby zabrać głos .
– Oficerowie i marynarze – powiedział spokojnym
głosem. – W imieniu marynarki królewskiej i jako dowódca
Bountyprotestuję przeciw postępowaniu,
któremu chcecie mnie poddać. Jeżeli narzekacie na sposób, w jaki
dowodziłem, możecie mnie osądzić przed Trybunałem Morskim.
Niewątpliwie nie zastanowiliście się nad wagą postępku, który
zamierzacie popełnić. Podnieść rękę na swego kapitana to znaczy
wywołać bunt przeciw istniejącym prawom,
to spowodować, że wasz powrót do ojczyzny stanie się niemożliwy, to
chcieć być traktowanymi jak bandyci! Wcześniej czy później, spotka
was hańbiąca śmierć, śmierć zdrajców i buntowników! W imię honoru i
posłuszeństwa – jeśli mi je przysięgniecie, ja was przywrócę do pracy.
– Wiemy doskonale, na co się narażamy – odparł Churchill.
– Dość! Dość! – krzyknęła załoga. – Gotów znowu nas obrażać!
– A więc – powiedział Bligh – jeżeli brakuje wam ofiary, niech nią
będę ja, ale tylko ja sam! Ci z moich towarzyszy, których wy
skazaliście tak samo jak mnie, wykonywali tylko moje rozkazy!
Głos kapitana został zagłuszony przez wrzaski załogi, tak więc
zmuszony był zrezygnować z poruszenia tych zatwardziałych serc.
Jednocześnie rozpoczęły się przygotowania
do wykonania rozkazów Christiana.
Tymczasem wywiązała się żywa rozmowa między pierwszym oficerem a
kilkoma buntownikami, którzy chcieli porzucić na morzu kapitana
Bligha i jego towarzyszy bez dawania im broni, bez pozostawienia
kawałka chleba.
Niektórzy – i takie było między innymi zdanie
Churchilla – uważali, że liczba tych, którzy mieli opuścić okręt,
nie była dość liczna. Trzeba pozbyć się – mówił – wszystkich tych
ludzi, którzy nie zaangażowali się dostatecznie mocno w spisek, lub
też nie brali w nim udziału. Nie powinno
się liczyć na tych, którzy poprzestali jedynie na wykonywaniu
swoich obowiązków. Najlepszym i najszybszym sposobem pozbycia się
wszystkich biernych będzie, według niego, stracić ich wraz z
dowódcą! Jeśli chodzi o niego, jego plecy pamiętają jeszcze ból uderzeń batoga otrzymanych przed
opuszczeniem Tahiti. Byłby zadowolony, gdyby się zemścił i to
własnymi rękami!
– Hayward! Hallett! – krzyknął Christian do dwóch oficerów. – Nie
zważajcie na Churchilla i schodźcie do łodzi.
– Christian, cóż takiego panu uczyniłem, że
traktuje mnie pan w ten sposób? – powiedział Hayward. – Wysyła mnie
pan na pewną śmierć!
– Na nic się zdadzą narzekania! Bądźcie posłuszni, w przeciwnym
razie!… Fryer, ty także wchodź do łodzi!
Oficerowie jednak, zamiast skierować się do szalupy, skupili się wokół kapitana Bligha, a
Fryer, wydający się być najbardziej zdeterminowanym, pochylił się
ku niemu, mówiąc:
– Dowódco, czy chciałby pan ponownie opanować statek? Prawdą jest,
że nie jesteśmy uzbrojeni, lecz ci buntownicy, zaskoczeni, nie oprą
się nam. Mniejsza o to jeśli kilku z nas zginie! Można pokusić się
o wygraną! Co pan o tym myśli?
Oficerowie przygotowywali się już aby rzucić się na rebeliantów,
zajętych opuszczaniem szalupy ze szlupbelek, kiedy Churchill,
któremu nawet tak błyskawiczna rozmowa nie uszła uwadze, otoczył
ich wraz z kilku dobrze uzbrojonymi ludźmi i siłą załadował do
łodzi.
– Millward, Muspratt, Birkert i wy tam – powiedział Christian,
zwracając się do kilku marynarzy nie biorących wcale udziału w
buncie. – Zejdźcie pod pokład i zabierzcie to, co macie
najcenniejszego. Będziecie towarzyszyć kapitanowi Blighowi. Ty,
Morrison, pilnuj mi tych typków! Purcell, przynieś swoją skrzynkę z
narzędziami ciesielskimi, pozwalam ci zabrać ją ze sobą.
Dwumasztowa łódka z żaglami, nieco gwoździ, piła, pół sztuki płótna
żaglowego, cztery małe baryłki zawierające sto czterdzieści pięć
litrów wody, sto pięćdziesiąt funtów9 sucharów, trzydzieści dwa funty solonej wieprzowiny,
sześć butelek wina, sześć butelek rumu, skrzynka likieru należąca
do kapitana – oto wszystko, co pozwolono porzuconym zabrać ze sobą.
Ponadto dano im dwa lub trzy stare kordelasy, ale odmówiono im
wszelkiego rodzaju broni palnej.
– Gdzie są właściwie Heywood i Stewart? – zapytał Bligh, kiedy
umieszczono ich w szalupie. – Oni także mnie zdradzili?
Jak wiemy, ci akurat byli mu wierni, ale Christian postanowił
zatrzymać ich siłą na okręcie.
Na kapitana przyszła wówczas, zasługująca zresztą zupełnie na
wybaczenie, chwila zwątpienia i słabości, która nie trwała jednak
długo.
– Christian – powiedział – daję panu słowo
honoru, że zapomnę o wszystkim, co się wydarzyło, jeżeli pan
zrezygnuje ze swego okropnego projektu. Błagam pana, niech pan
pomyśli o mojej żonie i rodzinie! Gdy umrę, cóż stanie się z moimi
bliskimi?
– Gdyby pan miał trochę honoru – odpowiedział
Christian – sprawy nie zaszłyby aż tak daleko. Jeżeli wcześniej sam
pomyślałby pan trochę o swojej żonie, rodzinie, o żonach i
rodzinach innych, nie byłby pan tak twardy, tak niesprawiedliwy
wobec nas wszystkich!
Kiedy kolej na wsiadanie do łodzi przyszła na bosmana, ten również
próbował wzruszyć Christiana. Wszystko na próżno.
– Od dłuższego już czasu cierpię – odpowiedział
Fletcher z goryczą. – Nie wie pan, jakie były moje tortury! Nie, to
nie może trwać ani dnia dłużej! Poza tym pan dobrze wie, że podczas
całej podróży ja, pierwszy oficer na statku, byłem traktowany jak
pies! Jednakże, rozdzielając się z kapitanem Blighem, którego
prawdopodobnie już nigdy ponownie nie zobaczę, pragnę, powodowany
współczuciem, nie odbierać mu całkowicie
nadziei przy pożegnaniu. Smith! Zejdź do kabiny kapitana i przynieś
jego odzież, sprawunki, dziennik i pugilares.10 Ponadto dorzuć moje tablice nawigacyjne i mój
osobisty sekstans.11 Dzięki
nim będzie ów nieszczęśnik miał nieco więcej szans na ocalenie
swoich towarzyszy, a i jemu samemu pomoże to wybrnąć z ciężkiej
sytuacji!
Rozkazy Christiana zostały wykonane, jednak nie bez pewnych
protestów.
– A teraz, Morrison, zwolnij cumę! – zawołał zastępca, stając się
od tej chwili kapitanem. – I z pomocą boską!
Podczas gdy buntownicy ironicznymi okrzykami
żegnali kapitana Bligha i jego nieszczęśliwych towarzyszy,
Christian, oparty o reling, nie mógł oderwać oczu od oddalającej
się szalupy. Ten dzielny oficer, dobry nawigator, aż do tej pory
lojalny i szczery, przez co zasłużył na pochwały wszystkich
dowódców, pod którymi służył – był od dzisiaj przywódcą gromady
banitów. Nie będzie mu więcej wolno zobaczyć znowu ani swojej
starej matki, ani narzeczonej, ani wybrzeży wyspy Man,
swojej ojczyzny. Czuł się zgubiony,
zhańbiony w oczach wszystkich! Po winie już teraz nastąpiła
kara!
II
Porzuceni
osiemnastoma
pasażerami – oficerami i marynarzami – szalupa niosąca Bligha,
zawierająca niewielką ilość prowiantu, była tak załadowana, że
burty jej wystawały zaledwie piętnaście cali12 ponad powierzchnię morza. Długa na
dwadzieścia jeden stóp,13
szeroka na sześć, mogła doskonale służyć na
Bounty, lecz dla pomieszczenia w sobie tak
licznej załogi, dla odbycia tak długiej podróży, trudno byłoby
szukać łodzi bardziej paskudnej.
Marynarze, pełni zaufania w dzielność i zręczność kapitana Bligha i
oficerów, połączonych tą samą co i oni sprawą, wiosłowali z energią
i szalupa szybko cięła fale.
Bligh nie wahał się z podjęciem decyzji. Należało natychmiast
powrócić na wyspę Tofua, najbliższą z grupy Wysp Przyjacielskich,
którą opuścili kilka dni wcześniej; trzeba tam nazbierać owoców
drzewa chlebowego, odnowić zapasy wody i następnie skierować się na
Tongatapu.14 Można tam
zaopatrzyć się w żywność dość dobrej jakości, aby starać się
przepłynąć aż do kolonii holenderskich na Timorze,15 jeżeli z obawy przed krajowcami nie
chcieliby dobijać do niezliczonych wysepek należących do
archipelagów rozsianych po drodze.
Pierwszy dzień przeminął bez żadnego zdarzenia i zapadała noc,
kiedy zobaczono wybrzeża Tofua. Na nieszczęście brzeg był tak
skalisty, plaża tak stroma, że nie można było lądować tam w nocy.
Trzeba było zaczekać do rana.
Bligh rozumiał, że bez koniecznej potrzeby nie
należy ruszać zapasów znajdujących się w łodzi. Należało więc dążyć
do tego, aby wyspa dostarczyła żywności jemu i jego ludziom.
Wydawało się to trudne, ponieważ natychmiast, kiedy przybili do
brzegu, natknęli się na tubylców. Tymczasem niektórzy z nich nie
zwlekali z pokazaniem się, a będąc dobrze
przyjęci, pociągnęli innych, którzy przynieśli trochę wody i kilka
orzechów kokosowych.
Zmartwienie Bligha było wielkie. Co powiedzieć
mieszkańcom wyspy, którzy już handlowali z załogą
Bounty podczas ostatniego przymusowego
postoju? Ważne było ukrycie przed nimi za wszelką cenę prawdy, żeby
nie zniszczyć autorytetu otaczającego do tej pory obcych na tych
wyspach.
Powiedzieć, że zostali wysłani po zapasy żywności
ze statku pozostającego na pełnym morzu? Absurdalne, skoro
Bounty nie było można dostrzec nawet z
samych szczytów wzgórz! Mówić, że statek rozbił się i że krajowcy
zobaczyli w nich jedynych ocalonych rozbitków? To byłoby kłamstwo
najbardziej prawdopodobne. Być może w ten sposób otrzymają żywność
i zgromadzą jej zapasy w szalupie. Bligh pozostał
przy tej ostatniej wersji, jakkolwiek była
ona niebezpieczna, i powiadomił swoich ludzi, żeby wszyscy
przystali na to kłamstwo.
Słuchając tej opowieści, tubylcy nie okazali oznak radości ani
smutku. Ich oblicza wyrażały tylko głęboką zadumę i nie sposób było
rozpoznać, o czym myślą.
Dnia 2 maja ilość krajowców przybyłych z innych
części wyspy powiększyła się w niepokojący sposób i Bligh mógł
wkrótce przekonać się, że mają wrogie zamiary. Kilku z nich
spróbowało przyholować łódź na brzeg. Wycofali się dopiero po
energicznych protestach kapitana, który musiał zagrozić im swoim
kordelasem. W tym czasie kilkoro jego ludzi, których Bligh wysłał
na poszukiwania żywności, wróciło z trzema galonami16 wody.
Nadeszła wreszcie chwila opuszczenia tej
niegościnnej wyspy. O zachodzie słońca wszystko było gotowe, lecz
nie było łatwo dostać się do szalupy. Wybrzeże otoczył tłum
krajowców, potrząsających kamieniami i gotowych je w każdej chwili
rzucać. Właśnie dlatego szalupa zatrzymała się kilka sążni od
brzegu i przybić miała dopiero w chwili,
gdy wszyscy ludzie będą gotowi do wsiadania.
Anglicy, naprawdę zaniepokojeni wrogimi
działaniami krajowców, schodzili piaszczystym wybrzeżem, otoczeni
dwiema setkami tubylców, którzy tylko czekali na sygnał, aby się na
nich rzucić. Wszelako przebyli szczęśliwie plażę i zaczęli już
wchodzić do łodzi, kiedy jednemu z marynarzy o nazwisku Bancroft
przyszedł do głowy głupi pomysł powrócenia na plażę, by zabrać
stamtąd kilka rzeczy, których zapomniał wziąć. W jednej chwili
ryzykant ten został otoczony przez
tubylców i zatłuczony uderzeniami kamieni. Jego towarzysze, nie
posiadający żadnej broni palnej, nie mogli mu pomóc. Zresztą
jednocześnie sami zostali zaatakowani, bowiem kamienie posypały się
jak grad również na nich.
– Dalej, chłopcy! – krzyknął Bligh. – Szybko chwytajcie za wiosła i
machajcie nimi silnie i zawzięcie!
Tubylcy weszli jeszcze do morza i zasypali łódź nowym gradem
kamieni. Kilku ludzi w łodzi zostało zranionych. Tymczasem Hayward,
podniósłszy jeden z kamieni, które wpadły do szalupy, wycelował w
któregoś z napastników i trafił go między oczy. Krajowiec upadł na
wznak z głośnym wrzaskiem. Odpowiedziały mu okrzyki radości
Anglików. Ich nieszczęśliwy kompan został pomszczony.
Tymczasem kilka piróg oderwało się od brzegu i rzuciło się w pogoń.
Ten pościg zakończyć się musiał walką, której rezultat byłby z
pewnością niepomyślny dla marynarzy, kiedy bosman wpadł na świetny
pomysł. Nie domyślając się, że naśladuje Hippomenesa17 podczas wyścigu z Atalantą, zdarł z
siebie bluzę marynarską i rzucił ją do morza. Tubylcy, uganiając
się za tym złudnym cieniem, opóźniali się w pościgu, pragnąc złapać
bluzę, i ten fortel pozwolił załodze szalupy wydostać się z zatoki.
W czasie, gdy się to działo, zapadła całkowita noc i zniechęceni
krajowcy zaprzestali pościgu za szalupą.
Ta pierwsza próba wyjścia na ląd była tak pechowa, iż nie należało
podejmować jej jeszcze raz – takie było przynajmniej zdanie
kapitana Bligha.
– Teraz należy powziąć decyzję – powiedział. –
Zdarzenie, które miało właśnie miejsce na Tofua, będzie się
powtarzać – jestem tego pewny – na Tongatapu i wszędzie tam, gdzie
będziemy chcieli wyjść na ląd. Niezbyt liczni, bez broni palnej,
będziemy całkowicie zdani na łaskę i niełaskę krajowców. Pozbawieni
towarów na wymianę nie będziemy mogli
kupować żywności i niemożliwe stanie się zapewnienie sobie środków
do przeżycia. Jesteśmy zatem skazani tylko na posiadane zapasy. A
wiecie moi przyjaciele, tak jak i ja, jak są one skromne! Dlatego
więc czy nie warto zadowolić się tym, co jest, niż za
każdym przybiciem do lądu ryzykować życie wielu z
nas? Niemniej nie chcę ukrywać przed wami grozy naszego położenia.
Aby dotrzeć do Timoru mamy do przebycia około tysiąc dwieście mil,
a wy będziecie musieli zadowolić się dziennie odrobiną suchara i
ćwiartką pinty18 wody! Ocalenie istnieje tylko za taką cenę, a i to
jeszcze pod warunkiem, że będziecie mi całkowicie posłuszni.
Odpowiedzcie mi bez ukrywania myśli! Zgadzacie się, aby zaryzykować
to przedsięwzięcie? Przysięgacie wypełniać moje rozkazy,
jakiekolwiek by one nie były? Obiecujecie podporządkować się bez
szemrania tym umartwieniom?
– Tak, tak, przyrzekamy! – zawołali jednym głosem towarzysze
Bligha.
– Moi przyjaciele – ponowił kapitan – należy zapomnieć także nasze
wzajemne winy, antypatie, nienawiści, jednym słowem, poświęcić
nasze osobiste urazy w interesie wszystkich i tym jedynie musimy
się kierować!
– Obiecujemy to.
– Jeżeli potraficie dotrzymać obietnicy – dodał
Bligh. – W razie potrzeby zdołam zmusić was do tego, ponieważ ja
odpowiadam za nasze ocalenie.
Łódź płynęła kursem zachodnio-północno-zachodnim. Wiatr był dość
silny a pod wieczór, 4 maja, dął z siłą nawałnicy. Fale stały się
tak wielkie, że łódź ginęła między nimi i zdawało się, że nie
będzie mogła wydźwignąć się. Niebezpieczeństwo wzrastało z każdą
chwilą. Zmoczeni i zmarznięci, nieszczęśnicy mogli pokrzepić się,
tylko w tym właśnie dniu, kubkiem herbaty z rumem i ćwiartką owocu
z chlebem, w połowie zepsutymi.
Nazajutrz i w ciągu następnych dni sytuacja nie zmieniła się.
Któregoś dnia łódź przepływała obok nieznanych wysp, od których
oderwało się kilka piróg.
Czy zamierzały puścić się w pogoń, czy też płynęły aby wymienić
towary? Nie mając co do tego pewności, uznano, że przybicie do
brzegu byłoby bardzo ryzykowne. Zresztą szalupa z żaglami wydętymi
pomyślnym wiatrem zostawiła szybko pirogi daleko za sobą.
Dziewiątego maja rozpoczęła się nagle straszliwa nawałnica.
Oślepiające błyskawice następowały po sobie, jedne po drugich.
Deszcz padał z siłą, o jakiej najgwałtowniejsze burze naszej strefy
klimatycznej nie dają wyobrażenia. Było niemożliwością wysuszyć
odzienie. Wtenczas Bligh wymyślił, aby namoczyć je w wodzie
morskiej i nasycić solą, żeby doprowadzić do skóry trochę ciepła
zabieranego przez deszcz. W każdym razie te ulewne deszcze, będące
przyczyną tylu cierpień kapitana i jego towarzyszy, zaoszczędziły
im jednej z najstraszliwszych tortur – mąk pragnienia, które upał
nie do wytrzymania szybko wywołuje.
Rankiem, 17 maja, po przejściach straszliwej
burzy, rozległy się głośne narzekania ludzi.
– Kiedyś zabraknie nam siły na dotarcie do Nowej Holandii19 – wołali nieszczęśnicy. –
Przemoczeni przez deszcz, wycieńczeni ze zmęczenia, nie mamy chwili
odpoczynku! Czyż na pół żywym z głodu nie zwiększysz nam racji,
kapitanie? Nieważne, że nasze zapasy się wyczerpią! Zastąpimy je
bez trudu, gdy znajdziemy nowe, przybywając do Nowej Holandii!
– Nie zgadzam się – odparł Bligh. – Postąpilibyśmy jak szaleńcy.
Jak to?! Przebyliśmy dopiero około połowę odległości dzielącej nas
od Australii, a wy już upadliście na duchu! Poza tym, czy sądzicie,
że będzie można łatwo znaleźć żywność na wybrzeżu Nowej Holandii?
Nie znacie przecież wcale tego kraju i jego mieszkańców!
I Bligh zaczął przedstawiać z grubsza właściwości ziemi, obyczaje
krajowców, konieczność postarania się o podarunki, jakie należałoby
przygotować na powitanie, wszystkie sprawy, które nauczył się
rozpoznawać podczas podróżowania z kapitanem Cookiem. Tym razem
ponownie jego nieszczęśliwi kompani posłuchali go i w końcu
uspokoili się.
Przez piętnaście następnych dni niebo rozjaśniało mocne słońce,
które pozwoliło na wysuszenie ubrań. Dwudziestego siódmego przebyli
kipiele otaczające wschodnie wybrzeże Nowej Holandii. Za tym
koralowym pasem morze było spokojne, a widok kilku grup wysp z
egzotyczną roślinnością uradował ich spojrzenia.
Po wylądowaniu posuwano się z ostrożnością w głąb lądu. Nie
znaleziono żadnych śladów tubylców oprócz starych miejsc po
ogniskach. Można więc było spędzić spokojną noc na ziemi.
Jednak wszystkim doskwierał głód. Na szczęście jeden z marynarzy
znalazł ławicę ostryg.20
Spożycie ich stało się prawdziwą ucztą.
Następnego dnia Bligh natrafił w szalupie na
szkło powiększające, krzesiwko i trochę hubki. W ten sposób
rozpalenie ognia w celu ugotowania dziczyzny lub ryb nie
stanowiło problemu.
Bligh postanowił wówczas podzielić załogę na trzy oddziały: jeden
miałby pod ochroną łódź, natomiast dwa pozostałe należało wysłać na
poszukiwania żywności. Jednak większość ludzi sarkała z
rozgoryczeniem, oświadczając, że wolą raczej obywać się bez obiadu
niż narażać swe życie w tej krainie. Jeden z nich, bardziej
porywczy i zdenerwowany od swoich kompanów, posunął się aż do tego,
że powiedział kapitanowi:
– Wszyscy ludzie są równi i nie rozumiem, dlaczego pan ma zawsze
pozostawać aby wypoczywać! Jeśli jest pan głodny, niech pan idzie
poszukać jakiegoś jedzenia! Jeśli idzie o załatwienie spraw na
miejscu, w pełni pana zastąpię!
Bligh, rozumiejąc, że ten duch buntowniczy musi być natychmiast
powstrzymany, chwycił kordelasy i rzucając jeden z nich pod nogi
rebelianta, krzyknął:
– Broń się, inaczej zabiję cię jak psa!
Ta stanowcza postawa spowodowała, że buntownik zamilkł i ogólne
niezadowolenie ucichło.
Podczas pobytu na lądzie załoga szalupy zbierała w obfitości
ostrygi, przegrzebki21 i
słodką wodę. Z dwóch oddziałów, wysłanych do cieśniny Endeavour na
polowania na żółwie i noddisy,22 pierwszy powrócił z pustymi rękami. Drugi przyniósł
sześć noddisów, lecz złapałby ich o wiele więcej, gdyby nie
zawziętość jednego z myśliwych, który, oddaliwszy się od swoich
kompanów, przestraszył te ptaki. Człowiek ten dużo później
przyznał, że złapał i przywłaszczył sobie dziewięć z nich i zjadł
je na surowo na miejscu.
Było rzeczą pewną, że Bligh i jego towarzysze zginęliby bez
żywności i słodkiej wody, które znaleźli niedawno na wybrzeżu Nowej
Holandii. Poza tym wszyscy byli w opłakanym stanie – wynędzniali i
wyczerpani – byli całkowicie podobni do trupów.
Podróż po pełnym morzu w drodze na Timor nie była
niczym innym, jak bolesnym powtórzeniem cierpień, jakich doznali ci
nieszczęśnicy wcześniej, przed osiągnięciem wybrzeży Nowej
Holandii. Nawet siła wytrzymałości osłabła u wszystkich bez
wyjątku. Pod koniec każdego dnia nogi ich były nabrzmiałe. W tym
stanie krańcowego osłabienia dodatkowo byli przytłaczani przez
prawie ustawiczną senność. Były to oznaki
zwiastujące śmierć, która mogła wkrótce nadejść. Dlatego też Bligh,
spostrzegłszy to, rozdawał podwójne racje najbardziej wycieńczonym,
starając się przywrócić im nieco nadziei.
Nareszcie rankiem, 12 czerwca, po
trzech tysiącach sześciuset osiemnastu
milach23 podróży morskiej,
kończącej się w tak przerażających warunkach, ukazały się wybrzeża
Timoru.
Przyjęcie, jakie zgotowano Anglikom w Kupangu, było bardzo
życzliwe. Pozostali tam dwa miesiące, aby nabrać sił. Następnie
Bligh, zakupiwszy mały szkuner, dotarł do Batawii,24 gdzie wsiadł na okręt płynący do Anglii.
Był dzień 14 marca 1790 roku, kiedy porzuceni
z Bountywysiedli na ląd w
Portsmouth. Opowieść o torturach, jakie przeżyli, wzbudziła
powszechną życzliwość dla nich i oburzenie wszystkich ludzi
o dobrych sercach. Prawie natychmiast Admiralicja25 przystąpiła do
wyposażenia fregaty26
Pandore, posiadającej dwadzieścia cztery
działa i stu sześćdziesięciu ludzi załogi, i posłała ją na
poszukiwanie buntowników z Bounty.
Tymczasem zobaczmy, co się z nimi do tej pory działo.
III
Buntownicy
o porzuceniu na
pełnym morzu kapitana Bligha, buntownicy skierowali
Bountyna Tahiti. Tego samego dnia
dopłynęli do Tubuai.27
Malowniczy wygląd tej małej wyspy, otoczonej pasem raf koralowych,
skłaniał Christiana do zejścia na nią, lecz zbyt wrogie
demonstracje tubylców nie pozwoliły wyjść na ląd.
Dnia 6 czerwca 1789 roku zarzucono kotwicę w
zatoce Matavai. Dla Tahitańczyków ponowne zobaczenie
Bounty było niesłychaną niespodzianką.
Buntownicy znów spotkali się tam z krajowcami, z którymi
utrzymywali przyjazne stosunki w czasie poprzedniego postoju.
Przedstawili im fałszywą opowieść, w której często padało nazwisko
kapitana Cooka, którego Tahitańczycy zachowali w najlepszej
pamięci.
29 czerwca buntownicy powrócili na archipelag
Tubuai i przeszukali kilka wysp położonych poza szlakami łodzi, na
których ziemia byłaby dość urodzajna, aby ich wyżywić, i na których
mogliby żyć w całkowitym bezpieczeństwie. Wędrowali w ten sposób od
archipelagu doarchipelagu, dokonując
wszelkiego rodzaju rabunków i gwałtów, które Christian bardzo
rzadko umiał powstrzymywać.
Następnie, pociągnięci jeszcze raz urodzajnością
Tahiti, przyjemnymi i łagodnymi obyczajami tubylców, powrócili do
zatoki Matavai. Tam dwie trzecie załogi zeszło natychmiast na ląd.
Lecz tego samego wieczora Bountypodniósł kotwicę i zniknął, zanim pozostali na lądzie
marynarze mogli przeczuć zamiar Christiana, który postanowił
odpłynąć bez nich.
Ci ludzie, zdradzeni przez swoich
towarzyszy, bez większego żalu osiedlili się w
różnych częściach wyspy. Bosman Stewart i midshipman Peter Heywood,
dwaj oficerowie, których Christian wyłączył spod wyroku wydanego na
Bligha i zabrał ze sobą wbrew ich woli, pozostali w Matavai, przy
królu Tippao. Tam wkrótce Stewart poślubił
jego siostrę. Morrison i Millward pozostali przy naczelniku Péno,
który przyjął ich dobrze. Jeśli idzie o innych marynarzy, ci
rozproszyli się w głębi wyspy i nie ociągali się z poślubieniem
Tahitanek.
Churchill i pewien furiat,
nazywający się Thompson, po dokonaniu różnorakich
występków, w końcu doprowadzili między sobą do bijatyki. Churchill
został zamordowany w tej walce, a Thompson ukamienowany przez
tubylców. W ten sposób zginęło dwóch rebeliantów, którzy mieli
największy udział w buncie. Inni,
przeciwnie, potrafili zachowywać się dobrze i byli wręcz ubóstwiani
przez Tahitańczyków.
Tymczasem Morrison i Millward ciągle widzieli
zawieszoną nad swymi głowami karę i nie mogli żyć spokojnie na tej
wyspie, gdzie łatwo można było ich znaleźć. Zaprojektowali więc
zbudowanie jakiegoś szkunera, na którym spróbowaliby dopłynąć do
Batawii i tym sposobem ukryć się w cywilizowanym świecie. Z ośmioma
swoimi kompanami, bez żadnych narzędzi ciesielskich zbudowali, nie
bez trudności, mały statek, który nazwali
Resolution. Zacumowali go w zatoce za
jednym z cypli, noszącym nazwę Venus. Jednak puszczenie się na
morze uniemożliwiał im brak żagli, których nie dało się sporządzić
gołymi rękami.
W tym samym czasie Stewart i Peter Heywood, pewni swej
niewinności, żyli spokojnie. Pierwszy uprawiał
ogródek, drugi zaś zbierał materiały do słownika, który później
okazał się wielką pomocą dla misjonarzy angielskich.
***
Upłynęło osiemnaście miesięcy, kiedy 23 marca
1791 roku pewien okręt opłynął cypel Venus i zatrzymał się w zatoce
Matavai. Była to Pandore, wysłana
przez Admiralicję angielską na poszukiwania buntowników.
Heywood i Stewart pospieszyli na pokład oddać się
w ręce sprawiedliwości. Wymienili swoje nazwiska i stopnie,
oświadczyli, że nie brali żadnego udziału w buncie. Jednak nie
uwierzono im i bez przeprowadzenia najmniejszego śledztwa zakuto w
kajdany, podobnie zresztą jak wszystkich ich towarzyszy. Traktowani
z okrucieństwem jak najbardziej oburzającym, zakuci w łańcuchy,
zagrożeni rozstrzelaniem, jeżeliby
posługiwali się w rozmowach między sobą językiem tahitańskim,
zostali zamknięci w długiej na jedenaście stóp klatce, postawionej
na krańcu tylnego mostku, a której miłośnik mitologii z pewnością
nadałby miano “puszka Pandory”.28
19 maja Pandore i posiadający już
żagleResolution ponownie wypłynęły
w morze. W ciągu trzech miesięcy te dwa statki przecięły na wskroś
archipelag Wysp Przyjacielskich, gdzie, jak przypuszczano, mógł się
schronić Christian i pozostali buntownicy.
Resolution, mający małe zanurzenie,
oddawał nawet wielkie usługi podczas tych poszukiwań, lecz zaginął
w okolicach wyspy Chatam. Chociaż Pandoreprzez kilka dni pozostawała w pobliżu, o zagubionym statku ,
ani też o pięciu marynarzach pełniących na nim służbę,
nigdy już nie usłyszano.
Pandore, z więźniami na pokładzie,
ponownie wzięła kurs na Europę. Jednak w cieśninie Torresa29 uderzyła w jakąś podwodną skałę
koralową i zatonęła prawie natychmiast z trzydziestu jeden
marynarzami i czterema buntownikami.
Załoga i więźniowie, którzy uniknęli katastrofy,
zdołali dotrzeć na piaszczystą wysepkę. Tam oficerowie i marynarze
mogli schronić się pod ocalałymi namiotami. Rebelianci tymczasem,
wystawieni na żar będącego ciągle w zenicie słońca, aby znaleźć
trochę ukojenia, zmuszeni byli zakopywać się aż po szyję w piasek.
Rozbitkowie pozostawali na tej wysepce przez
kilka dni. Następnie wszyscy, w szalupach z
Pandore, dotarli na Timor. Pomimo ciężkich
okoliczności bardzo surowy nadzór nad buntownikami nie był ani na
moment zaniechany.
Po dotarciu, w czerwcu 1792 roku, do Anglii,
buntownicy stanęli przed radą wojenną, której przewodniczył admirał
Hood.30 Rozprawy trwały
sześć dni i zakończyły się uniewinnieniem czterech oskarżonych oraz
skazaniem na śmierć sześciu pozostałych, tak, aby karygodny
występek dezercji i porwania powierzonego ich opiece statku zapadł
w pamięci innych. Czterech skazanych zostało powieszonych na
pokładzie okrętu wojennego. Dwaj inni, Stewart i Peter Heywood,
których niewinność wreszcie uznano, zostali ułaskawieni.
Lecz co się stało z Bounty?
Czy uległ katastrofie wraz z pozostałymi
buntownikami? Tego nikt nie wiedział.
***
W roku 1814, po upływie dwudziestu pięciu lat od wydarzeń, którymi
rozpoczynało się to opowiadanie, dwa angielskie okręty wojenne, pod
dowództwem kapitana Stainesa, krążyły po Oceanii. Znajdowały się na
południe od archipelagu Niebezpieczeństw,31 gdy z pokładu ich zobaczono pewną górzystą,
wulkaniczną wyspę, którą odkrył Carteret32 podczas swej podróży dookoła świata i której nadał
nazwę Pitcairn. Był to stożek, prawie bez wybrzeża, wznoszący się
stromo ponad morze, pokryty aż do samego wierzchołka lasami
palmowymi i drzewami chlebowymi.
Do tej pory wyspa ta nigdy nie została dokładnie
zbadana. Znajduje się ona o tysiąc dwieście mil od Tahiti, na
25° 4’ szerokości południowej i 180° 8’
długości zachodniej, i nie mierzy więcej niż cztery i pół mili w
obwodzie i półtorej mili wzdłuż głównej osi.
Nikt z załogi nie wiedział, że to o niej wcześniej donosił
Carteret. Kapitan Staines postanowił więc ją zbadać i szukał
właśnie stosownego miejsca do przybicia. Gdy zbliżył się do brzegu,
jakże był zaskoczony, dostrzegłszy chatki, plantacje, a na plaży
dwóch krajowców, którzy po spuszczeniu łodzi na morze i zręcznym
przebyciu przyboju,33
skierowali się ku jego okrętowi. Lecz jego zdumienie naprawdę nie
miało granic, gdy usłyszał takie oto słowa, wypowiedziane wspaniałą
angielszczyzną:
– Hej, wy tam! Rzućcie cumę, abyśmy mogli wdrapać się na statek!
Dwaj krzepcy wioślarze z łatwością dostali się na pokład, gdzie
natychmiast zostali otoczeni przez osłupiałych marynarzy, którzy
zasypali ich gradem pytań. Ci jednak nie wiedzieli, co
odpowiedzieć. Doprowadzeni przed dowódcę, zostali więc
systematycznie przesłuchani.
– Kim jesteście?
– Ja nazywam się Fletcher Christian, a mój
towarzysz – Young.
Te nazwiska nic nie mówiły kapitanowi Stainesowi,
któremu nie przyszło nawet na myśl, że mogą mieć one coś wspólnego
z buntownikami z Bounty.
– Od kiedy tu przebywacie?
– Tutaj się urodziliśmy.
– Ile macie lat?
– Ja mam dwadzieścia pięć – odpowiedział Christian – a Young
osiemnaście.
– Wasi rodzice znaleźli się na tej wyspie po katastrofie jakiegoś
statku?
Christian przekazał wówczas kapitanowi Stainesowi wiarygodne i
wzruszające wyznanie. Oto jego główne zarysy:
Opuściwszy Tahiti, gdzie pozostawił dwudziestu
jeden towarzyszy, Christian, mając na pokładzie
Bounty sprawozdanie z podróży kapitana
Cartereta, skierował się prosto na wyspę Pitcairn, która, dzięki
swemu usytuowaniu, zdawała się nadawać na punkt docelowy, jaki
sobie wyznaczył. Jeszcze dwudziestu ośmiu ludzi składało się na
załogę Bounty. Byli to: Christian,
aspirant Young, siedmiu marynarzy, sześciu wziętych z Tahiti
tubylców, w tym trzech z żonami, jedno sześciomiesięczne dziecko,
oraz trzech mężczyzn i sześć kobiet, mieszkańców Rubuai.
Aby nie zostać odkrytymi, pierwszym staraniem
Christiana i jego przyjaciół po przybyciu na wyspę Pitcairn było
zniszczenie Bounty. Niewątpliwie
stracili przez to możliwość opuszczenia wyspy, lecz tego wymagały
względy ich bezpieczeństwa.
Stworzenietej małej kolonii, złożonej z ludzi
połączonych tylko współodpowiedzialnością za zbrodnię, dokonywało
się nie bez trudności. Wkrótce też zaczęły się krwawe awantury
między Tahitańczykami a Anglikami. Toteż do roku 1794 przetrwało
jedynie czterech buntowników, a wszyscy
Tahitańczycy zostali wymordowani.
Christian zginął od noża jednego z krajowców, którego sam
sprowadził do domu.
Jeden z Anglików, który znalazł sposób na
wytwarzanie alkoholu z korzeni miejscowych roślin, uległ nałogowi i
głupiał coraz bardziej, aż wreszcie, dostawszy napadu
delirium tremens,34 zakończył żywot, rzucając się do morza z wysokiego
brzegu.
Inny, nękany napadami szału, rzucił się na Younga i jednego z
marynarzy, Johna Adamsa, który zmuszony był go zabić.
W roku 1800, w wyniku gwałtownego ataku astmy zmarł Young. John
Adams został wtedy ostatnim żyjącym członkiem zbuntowanej załogi.
Pozostawszy sam z kilkoma kobietami i dwadzieściorgiem dzieci,
urodzonych ze związków jego towarzyszy z Tahitankami, John Adams do
głębi zmienił swój charakter. Miał wówczas zaledwie trzydzieści
sześć lat, lecz od dłuższego czasu był świadkiem tylu gwałtów i
rzezi, zdołał poznać naturę ludzką z tak ponurej strony, że zaczął
zastanawiać się nad sobą i był gotów zmienić się na lepsze.
W zachowanej na wyspie bibliotece z
Bountyznajdowała się Biblia
i kilka książeczek do nabożeństwa. John Adams,
który czytał je żarliwie, nawrócił się, wychował we wspaniałych
zasadach młode pokolenie, uważające go za księdza, i stał się w
wielu sprawach ustawodawcą, arcykapłanem, a nawet, rzec by można,
królem Pitcairn.
Jednakże, aż do roku 1814, zamieszki powtarzały
się. W roku 1795 pewien statek zbliżył się do Pitcairn – czterech
ocalałych z Bountyschowało się w
niedostępnych lasach i odważyło się powrócić do zatoki dopiero po
odpłynięciu okrętu. W taki sam sposób zachowano ostrożność w 1808
roku, kiedy na wyspie wylądował pewien amerykański kapitan, który
to przywłaszczył sobie znaleziony tam chronometr i busolę.35 Wysłał je następnie Admiralicji
angielskiej, lecz ta nie zareagowała na widok tych szczątków
z Bounty. Jest prawdą, że w tym
czasie w Europie bardziej zajmowano się innymi problemami.
Tak brzmiało opowiadanie przedstawione kapitanowi Stainesowi przez
dwóch tubylców, Anglików po swych ojcach. Jeden z nich był synem
Christiana a drugi – synem Younga. Lecz kiedy Staines chciał
zobaczyć Johna Adamsa, ten odmówił przyjścia na statek, zanim nie
dowie się, co się z nim stanie.
Kapitan zapewnił młodych ludzi, że John Adams
jest chroniony przez przepisy, ponieważ już dwadzieścia pięć lat
upłynęło od czasu buntu na Bounty.
Staines przybił do brzegu i po wyjściu na ląd został przyjęty przez
ludność złożoną z czterdziestu sześciu dorosłych i wielkiej liczby
dzieci. Wszyscy byli wysocy i żywotni, o wyraźnie zaznaczonym
angielskim typie. Szczególnie dziewczyny były nadzwyczaj piękne, a
ich skromność podkreślała ich czarujący charakter.
Prawa obowiązujące na wyspie były bardzo proste. W wykazie ich
zanotowano, że każdy zyskuje przez swoją pracę. Pieniądz nie był
znany – wszystkie transakcje odbywały się poprzez wymianę. Na
wyspie nie było jedynie towarów przemysłowych, ponieważ brakowało
tam surowców.
Obszerne kapelusze i przepaski z traw stanowiły cały strój
mieszkańców. Ich głównymi zajęciami było rybołówstwo i uprawa
ziemi. Śluby odbywały się tylko za zezwoleniem Adamsa i dopiero
wtedy, kiedy mężczyzna wykarczował i uprawił obszar na tyle
rozległy, by zapewnić wyżywienie swej przyszłej rodzinie.
Kapitan Staines, po udokumentowaniu tego, co działo się na owej
wyspie, zagubionej w tych mniej uczęszczanych rejonach Pacyfiku,
wyruszył w morze i powrócił do Europy.
Od tego czasu czcigodny John Adams powoli kończył
swe tak burzliwe życie. Umarł w roku 1829 i został zastąpiony przez
wielebnego George’a Nobbsa, który na wyspie sprawował
jeszcze funkcje pastora, lekarza i nauczyciela szkolnego.
W roku 1853 potomkowie buntowników z
Bountyliczyli sto siedemdziesiąt osób. Od
tego momentu ilość ludzi powiększała się i stała się wreszcie tak
duża, że trzy lata później znaczna część z nich musiała osiedlić
się na wyspie Norfolk,36
która do tej pory służyła jako ośrodek dla skazańców. Jednak część
emigrantów tęskniła za Pitcairn, mimo że wyspa Norfolk była cztery
razy większa, jej gleba wyjątkowo urodzajna, a tamtejsze warunki
bytowania dużo łatwiejsze. Pod koniec drugiego roku pobytu na niej
wiele rodzin powróciło na Pitcairn, gdzie dalej żyli
pomyślnie.
Taki jest właśnie koniec przygody, która rozpoczęła się w jakże
dramatyczny sposób. Wcześniej buntownicy, mordercy, szaleńcy –
teraz, ukształtowani przez zasady moralności chrześcijańskiej i
nauki przekazywane przez jednego biednego, nawróconego marynarza,
wyspę Pitcairn zamieszkiwali ludzie łagodni, gościnni, szczęśliwi,
u których spotyka się obyczaje patriarchalne znane z poprzednich
stuleci.
Przypisy
1 Cook James (1728-1779) -
sławny żeglarz angielski; odbył trzy wielkie podróże (ostatnią
rozpoczął w 1776 roku), dokonał wielu odkryć geograficznych; został
zamordowany na Hawajach.
2 drzewo chlebowe (Artocarpus
communis) - drzewo do 15 m wysokości o dużych liściach; rodzi
kuliste owoce o wadze do 2 kg, jadalne w różnych postaciach;
przypieczone, posiadają smak chleba; występuje w płd.-wsch. Azji i
Melanezji.
3 Indie Zachodnie - używana prze
długi czas nazwa Ameryki.
4 Wyspy Przyjacielskie - nazwa
nadana przez Jamesa Cooka; aktualnie Wyspy Tonga.
5 5 midshipman (ang.) - asystent pokładowy.
6hamak - płat tkaniny zawieszony
za pomocą lin między elementami konstrukcji na żaglowcu; służy jako
łóżko.
7reja - poziome drzewce masztu
służące do mocowania żagli; bezanmaszt - tylny maszt na żaglowcu
wielomasztowym.
8 dziewięcioogonowy kot -
(ang. dosłownie cat of nine tails) - narzędzie o
dziewięciu rzemykach służące do wymierzania kary chłosty na
żaglowcach angielskich.
9 funt - jednostka wagi, tu:
funt angielski równy 0,454 kg.
10 pugilares - rodzaj
kieszonkowej teczki z przegródkami na banknoty,
papiery.
11 sekstans, sekstant - przyrząd
nawigacyjny do określania położenia statku na podstawie pomiaru
wysokości ciał niebieskich.
12piętnaście cali - czyli około
40 cm.
13stopa - jednostka długości
równa około 0,305 m.
14 Tongatapu - wyspa wchodząca w
skład archipelagu Tonga.
15Timor - wyspa na północny
zachód od Australii, obecnie należy do Indonezji.
16 galon - angielska jednostka
objętości równa 4,546 litra.
17Hippomenes - bohater z
mitologii greckiej; w wyścigu z Atalantą, aby wygrać, rzucał za
siebie złote jabłka otrzymane od Afrodyty, które podnosiła Atalanta
przez co traciła czas i przegrała wyścig.
18pinta - (ang. pint) -
jednostka objętości używana m.in. w Ameryce i Anglii, równa 1/8
galona, czyli około 0.56 litra; ćwiartka pinty równa się około 150
g cieczy.
19 Nowa Holandia - dawna nazwa
Australii, wprowadzona w 1644 roku przez Tasmana.
20ostryga (Ostrea) -
rodzaj mięczaka, o muszli kolistej lub owalnej, dochodzącej do 15
cm; zamieszkuje wszystkie morza świata; jadalna, około 10 gatunków
ma większe znaczenie gospodarcze.
21przegrzebek (Pecten) -
rodzaj mięczaka o muszli dochodzącej do 20 cm średnicy; żyje w
morzach północnych; wiele gatunków jadalnych.
22noddis - gatunek mewy żyjącej
na tropikalnych wyspach.
23mila - jednostka długości, tu:
mila morska równa 1852 m.
24Batawia - miasto na Wyspie
Jawa, stolica Indonezji, obecna nazwa Dżakarta.
25Admiralicja - w Wielkiej
Brytanii do 1964 roku departament rządowy sprawujący funkcje
ministerstwa marynarki wojennej.
26fregata - statek żaglowy o
ożaglowaniu rejowym, często wojenny.
27Tubuai - wyspa w archipelagu o
tej samej nazwie, należącym do Polinezji Francuskiej i zwanym
Wyspami Południowymi; archipelag położony jest na zachód od Wysp
Cooka.
28puszka Pandory - w przenośni:
źródło nie kończących się utrapień. Pandora, jako pierwsza kobieta
otrzymała od Zeusa puszkę, w której były zamknięte przez bogów
sposoby unieszczęśliwiania ludzi; puszkę otworzył Epimeteusz, mąż
Pandory; wtedy wyfrunęły na świat wszystkie nieszczęścia oprócz
Nadziei.
29cieśnina Torresa - cieśnina
pomiędzy Australią a Nową Gwineą.
30Hood Samuel (1724-1816) -
admirał angielski, odznaczył się w wojnie domowej w Stanach
Zjednoczonych; w 1793 r. zdobył port Tulon, w 1794 r.
Korsykę.
31Archipelag Niebezpieczeństw -
obecnie stanowi część Wysp Cooka.
32Carteret Philip - oficer
marynarki brytyjskiej; odkrył w roku 1767 wyspę
Pitcairn.
33przybój - duża fala uderzająca
o brzeg.
34delirium tremens, biała
gorączka - choroba psychiczna u nałogowych alkoholików, objawia się
drżeniem mięśni, halucynacjami, agresywnością.
35chronometr - przenośny zegar o
dużej dokładności, stosowany do pomiarów w astronomii, geodezji,
nawigacji; zbudowany w 1759 r. przez J. Harrisona; busola, kompas -
przyrząd wskazujący strony świata.
36Norfolk - wyspa pomiędzy
Australią a Nową Kaledonią.
|