Poprzednia część

 

 

Jules Verne

 

Z Moskwy do Irkutska

(Rozdział XIII-XV)

 

91 ilustracji Julesa Férata i dwie mapy

Tygodnik dla dzieci i młodzieży „Świat”

1876

strog02.jpg (54478 bytes)

© Andrzej Zydorczak

 

część druga

 

 

Rozdział XIII

Kuryer Cesarski.

 

szyscy członkowie rady jednomyślnie ku drzwiom się zwrócili, ruchem pełnym powątpiewania i niepokoju.

Głównodowodzący zaś żywo powiedział:

– Wprowadź tego kuryera!

strog86.jpg (174178 bytes)

Wszedł mężczyzna. Zdawał się upadać ze z nużenia. Odziany był w opończę syberyjską zużytą, podziurawioną kulami. Blizna niezagojona jeszcze twarz mu przedzielała. Człowiek ten długą i uciążliwą musiał odbyć pielgrzymkę. Podarte obuwie kazało się domyślać, że pewną część podróży musiał odbyć piechotą.

– Głównodowodzący? zapytał wchodząc.

Głównodowodzący podszedł ku niemu.

– Czy jesteś kuryerem? zapytał.

– Tak.

– I przybywasz…?

– Z Moskwy.

– Wyjechałeś ztamtąd…?

– Dnia 15 Lipca.

– Nazywasz się…?

– Michał Strogoff.

Był to Iwan O*. Przywłaszczył on sobie nazwisko i tytuł tego, którego pozbawił wszelkiego wpływu. Nie był on nikomu znanym w Irkutsku; głównodowodzący nie znał go także, wreszcie dowodami mógł poprzeć tożsamość swojej osoby. Przybywał więc zdradą dokonać swojej zemsty.

Głównodowodzący dał znak, aby ich pozostawiono samych.

Przez kilka chwil wpatrywał się uważnie wy twarz mniemanego kuryera.

– Czy piętnastego Lipca byłeś wy Moskwie?

– Byłem.

– Masz list?

– Oto jest.

I Iwan O* list na mikroskopijną karteczkę złożony podał głównodowodzącemu.

– Czy list ten w takim stanie ci oddano?

– Nie, ale musiałem zedrzeć kopertę aby tem łatwiej ukryć go przed żołnierzami emira.

– Czy byłeś jeńcem tatarów?

– Tak, przez dni kilka i ztąd właśnie moje opóźnienie. Opuściłem Moskwę piętnastego Lipca, przybyłem zaś do Irkutska dopiero drugiego Października, po siedmdziesięciu dniach podróży.

Głównodowodzący rozwinął list i poznał podpis cesarski. Tak więc nie było już żadnej wątpliwości, co do tożsamości listu i osoby kuryera. Nieprzyjemne wrażenie obudzone dziką fizyognomią posła, w miarę czytania listu, niknęło z twarzy głównodowodzącego. Czytał bardzo uważnie i po chwili zapytał:

– Michale Strogoff czy znasz treść tego listu?

– Tak jest. Mogłem być zmuszonym zniszczyć go, aby nie wpadł w ręce tatarów, a chciałem odnieść chociaż treść jego Waszej Wysokości.

– Czy wiesz że list ten nakazuje nam raczej zginąć aniżeli podać się?

– Wiem o tem.

– Wiesz, że wskazuje on także pochód wojsk przeznaczonych do powstrzymania najeźdzców?

– Tak, ale pochód ten nie udał się.

– Co przez to rozumiesz?

– Że w Iszymie, Omsku, Tomsku i innych mniej ważnych miastach byli tatarzy i zajęli je swojemi wojskami.

– Więc tam była potyczka? Czy nasi kozacy spotkali tatarów?

– I to kilkakrotnie.

– I odparli ich?

– Nie mieli sił dostatecznych.

– I gdzie zaszły te spotkania?

– W Koływaniu, w Tomsku…

Dotąd Iwan O* czystą prawdę powiedział, a uczynił to w celu zachwiania odwagi obrońców Irkutska, przesadzając odniesione przez tatarów korzyści, dodał więc:

– I trzeci raz pod Krasnojarskiem.

– A to ostatnie spotkanie?… zapytał głównodowodzący z zaciśniętemi zębami.

– To już nie była prosta utarczka, ale kompletna bitwa.

– Bitwa?

– Tak jest, dwadzieścia tysięcy rossyan przybyłych z granicy gubernii Tobolskiej, stoczyło bitwę ze stu pięćdziesięciu tysiącami tatarów i pomimo całej odwagi zostali pokonani.

– Kłamiesz! krzyknął głównodowodzący, nie będąc już panem swego gniewu.

– Powiedziałem prawdę, odparł Iwan O*. Uczestniczyłem w tej bitwie i tam wzięto mię do niewoli!

Głównodowodzący zapanował nad sobą, i skinieniem dał poznać iż nie wątpi już o prawdzie słów mniemanego kuryera.

– Którego dnia stoczono bitwę pod Krasnojarskiem?

Dnia drugiego Września.

– A teraz cała armia tatarska skoncentrowała się pod Irkutskiem?

– Tak jest.

– I liczba ich dochodzi?

– Do czterech kroć stu tysięcy.

Tutaj Iwan O* znów liczbę przesadził, w tymże samym co poprzednio celu.

– I ja żadnych posiłków spodziewać się nie powinienem?

– Pod koniec zimy żadnych.

– A teraz Michale Strogoff słuchaj tego co ci powiem. Gdybym nie doczekał się żadnych posiłków, gdyby armia tatarska nie czterykroć, a sześćkroć sto tysięcy ludzi liczyła, nie oddam Irkutska!

Złośliwy wyraz mignął w oczach Iwana O*. Głównodowodzący nie spodziewał się zdrady.

Przez kwadrans głuche panowało milczenie – potem głównodowodzący przemówił:

– Wiesz także Michale Strogoff, iż w liście tym jest wzmianka o zdrajcy, którego strzedz się powinienem?

– Wiem.

– Będzie on usiłował niewątpliwie dostać się do Irkutska i zjednać sobie moje zaufanie, aby w danej chwili mógł oddać miasto w ręce tatarów.

– Wiem o tem wszystkiem i wiem także że Iwan O* poprzysiągł osobiście pomścić się nad Waszą Wysokością.

– Za co?

– Mówił, iż Wasza Wysokość przyczyni! się do zdegradowania go.

– Tak… przypominam sobie… Ale ten nędznik zasłużył na tę karę.

– Wasza Wysokość otrzymał w liście ostrzeżenie o zamiarach Iwana O*.

– Tak… piszą mi o tem…

I mnie polecono unikać tego zdrajcy.

– Czy spotkałeś go?

– Tak jest, w czasie bitwy pod Krasnojarskiem. Gdyby się był domyślił iż jestem w posiadaniu listu odkrywającego jego zamiary, nie byłby mię puścił z życiem.

– Tak, masz słuszność, byłbyś zgubionym! Jakim sposobem zdołałeś umknąć?

– Rzuciłem się w nurty Irtysza.

– A dostałeś się do Irkutska?…

– Dzięki oddziałowi który zrobił wycieczkę dla odparcia oddziału tatarów. Przyłączyłem się do obrońców miasta, dałem się poznać i natychmiast wprowadzono mię do Waszej Wysokości.

– Zadowolony jestem z ciebie Michale Strogoff. Dałeś dowody odwagi i gorliwości w spełnieniu trudnego twego poselstwa. Nie zapomnę tego. Może żądasz jakiej łaski?

– Pragnę tylko walczyć obok Waszej Wysokości, odparł Iwan O*.

– Dobrze. Od tej chwili należysz do mego dworu i mieszkać będziesz w tym pałacu.

– A jeżeli Iwan O* stosownie do planów przedstawi się Waszej Wysokości pod zmyślonem nazwiskiem?

– Za twojem pośrednictwem, ponieważ znasz go, potrafimy zedrzeć z niego maskę i zginie pod knutami. Idź!

Iwan O* oddał głównodowodzącemu wojskowy ukłon, pamiętając iż jest kapitanem oddziału kuryerów cesarskich i oddalił się. Tak więc Iwan O* z powodzeniem odegrał swoją rolę. Zyskał pełne zaufanie głównodowodzącego. W każdej okoliczności będzie mógł z tego korzystać. Zamieszka w jednym z nim pałacu. Będzie wtajemniczonym we wszystkie zamiary wojenne. W Irkutsku nikt go nie znał, nikt więc nie mógł zdemaskować. Postanowił więc natychmiast przystąpić do dzieła.

Nie było czasu do stracenia. Miasto musiało być zdobyte przed przybyciem wojsk rossyjskich. Trudniej będzie wyparować z miasta aniżeli odeprzeć tatarów. W każdym razie pozostawią oni miasto zrujnowane i Iwan O* będzie mógł dokonać swej zemsty.

strog87.jpg (169821 bytes)

Zaraz nazajutrz Iwan O* jako kuryer zwiedził oszańcowanie miasta. Żołnierze, oficerowie i obywatele witali go uprzejmie. Był on niejako węzłem łączącym ich z cesarstwem. Iwan O* opisywał swoje przygody. Potem zręcznie, nie kładąc zbytecznego nacisku, zwracał uwagę na ważność obecnego położenia, opowiadając z przesadą o powodzeniu tatarów, o znacznej ich sile, tak jak to opowiadał głównodowodzącemu. Wnosząc z jego mowy, wszelkie spodziewane posiłki okażą się niedostatecznemi i lękać się należało, aby bitwa pod murami Irkutska nie okazała się tak zgubną jak pod Koływaniem, Tomskiem i Krasnojarskiem.

Iwan O* na pozór nie rozsiewał tych wiadomości, mówił tylko pod naciskiem i na pytania prawie pod przymusem odpowiadał, zaszczepiając zwątpienie w umysłach mieszkańców Irkutska. Często zaś powtarzał iż należało bronić się do ostatka i raczej zginąć niż oddać miasto tatarom!

Gdyby załoga miasta mniejszym była przejęta patryotyzmem, Iwan O* niewątpliwie dopiąłby swego celu, ale tutaj nikt ani pomyślał nawet o kapitulowaniu. Pogarda rossyan dla hord barbarzyńskich granic nie miała.

Bądź co bądź nikt nie podejrzywał Iwana O*, nikt nie mógł odgadnąć że mniemany kuryer jest zdrajcą.

W skutek naturalnej zupełnie okoliczności, zawiązały się bliższe stosunki między Iwanem O* a Wasilim F*.

strog85.jpg (173693 bytes)

Wiemy jaki niepokój dręczył ojca Nadi. Jeżeli córka jego wyjechała z Rygi – co się z nią stało? Czy jeszcze teraz usiłowała przedostać się do ojca, czy też od dawna została już pojmaną? Wasili F* wtedy tylko doznawał niejakiej ulgi, kiedy się bił z tatarami.

Skoro Wasili F* dowiedział się o niespodziewanem przybyciu kuryera, miał jak gdyby przeczucie, iż od niego dowie się czegoś o swej córce. Prawdopodobnie zwodnicza to była nadzieja, ale on w nią uwierzył. Czyż kuryer ten nie był jeńcem; a Nadia czy prawdopodobnie także nie była w niewoli?

Wasili F* udał się do Iwana O*, a tak ten skorzystał z okoliczności, aby stosunki że uczynić codziennemi. Zdrajca myślał o wyzyskaniu tej znajomości. Czyż mógł myślić że rossyanin, wygnaniec nawet, mógł: się stać zdrajcą?

Bądź jak bądź Iwan O* z udaną uprzejmością odpowiadał na pytania ojca Nadi, kiedy ten zaraz nazajutrz przybył doń do pałacu gubernatora. Tam opowiadał Iwanowi O* w jakich okolicznościach córka jego opuściła Rossyę europejską, tudzież swoje obawy.

Iwan O* nie znał Nadi, chociaż widział ją na stacyi w Iszymie. Ale mało zwracał na nią uwagi, tak jak i na dwóch dziennikarzy, będących wówczas na poczcie. Nie mógł więc nic powiedzieć o Nadi.

– W jakiej mniej więcej epoce, córka wasza opuściła terytoryum rossyjskie?

– Prawie równocześnie z wami.

– Ja wyjechałem z Moskwy piętnastego Lipca.

– Nadia około tego czasu wyruszyła w podróż. Wiem o tem z jej listu.

– Więc była w Moskwie piętnastego Lipca?

– Tak, niewątpliwie.

– A więc!… odparł Iwan O*, potem zawahał się.

– Ale nie, mylę się… Mięszam daty… dodał. Na nieszczęście córka wasza prawdopodobnie zdołała przebyć granicę, możecie mieć jedynie nadzieję, iż dowiedziawszy się o najściu tatarskiem, zatrzymała się!

Wasili F* potrząsnął głową. Wiedział on dobrze iż Nadi nic powstrzymać nie zdołało.

Iwan O* bez żadnej potrzeby spełnił czyn prawdziwie okrutny. Jedno słowo było dostatecznem dla uspokojenia Wasiła F*, a on tego słowa nie powiedział. Chociaż Nadi udało się przebyć granicę w skutek znanych nam okoliczności, Wasili F* porównawszy datę dnia kiedy jego córka mogła być w Niżnym-Nowgorodzie, z datą ukazu wzbraniającego wydalenia się z kraju, byłby niewątpliwie wyprowadził wniosek, że Nadi nie groziło żadne niebezpieczeństwo z powodu najścia tatarów, bo z przyczyny od niej niezależnej, musiała pozostać na terytoryum Rossyi europejskiej.

Iwan O* zdziczały o tyle, że nie mogły go już wzruszyć cierpienia drugich, mógł uspokoić ojca, a jednak nie uczynił tego.

Wasili F* oddalił się z rozdartem boleścią sercem.

Następnych dwóch dni: trzeciego i czwartego Października, głównodowodzący przyzywał kilkakrotnie mniemanego Michała Strogoff, żądając rozmaitych od niego objaśnień. Iwan O* przygotowany na wszystko, odpowiadał bez wahania, starając się przedstawić rzeczy w stanie najopłakańszym.

Iwan O* pozostawiony swobodnie, badał Irkutsk, jego fortyfikacye, słabe punkta, aby z nich w danym razie skorzystać, gdyby zdrada zawieść go miała. Port Bolszaja z wyjątkową oglądał uwagą.

Po dwakroć w ciągu wieczora podchodził do bramy miasta. Przechadzał się swobodnie, nie lękając się kul tatarskich, wiedział że jest poznanym. Spostrzegł cień czołgający się w tem obwarowaniu.

Sangarra z narażeniem własnego życia chciała się z nim porozumieć. Oblężonych tatarzy przez całe dwa dni pozostawili w zupełnym spokoju. Uczynili to na rozkaz Iwana O*. Pułkownik emira chciał aby zawieszono usiłowania zdobycia miasta szturmem. To też od chwili jego przybycia do Irkutska artylerya milczała. Spodziewał się iż to osłabi czujność. Dopiero na hasło dane przez Iwana O*, tatarzy mieli czynnie wystąpić.

strog88.jpg (174313 bytes)

Musiało to niebawem nastąpić zanim wojska rossyjskie zbliżą się do Irkutska. Iwan O* powziął już stanowcze postanowienie i tego samego jeszcze wieczora Sangarra odebrała z rąk jego karteczkę.

Na dzień następny to jest na szóstego Października, oznaczonym był termin wkroczenia tatarów do Irkutska.

 

Rozdział XIV

Noc z piątego na szósty Października.

lan Iwana O* starannie był obmyślany; jedynie jakaś nieprawdopodobna okoliczność mogła go zniweczyć. Najważniejszem było, aby brama Bolszaja była wolną w danej chwili. Koniecznością było uwagę oblężonych skierować ku innemu punktowi. Dla osiągnięcia tego celu porozumiał się z emirem.

Układ polegał na tem, aby wojska tatarskie od strony przedmieścia Irkutska, z prawego brzegu rzeki pozorny szturm przypuściły, udając jednocześnie usiłowania przedostania się przez Angarę. Tak więc prawdopodobnie, w celu obronienia punktów zagrożonych, brama Bolszaja będzie mniej strzeżoną.

Działo się to dnia piątego Października. Przed upływem dwudziestu czterech godzin miasto miało być w rękach emira, głównodowodzący w rękach Iwana O*.

W ciągu dnia niezwykły, ruch objawiał się w obozie tatarów. Z okien pałacowych i budynków prawego wybrzeża, widoczne były przygotowania na brzegu przeciwnym. Liczne oddziały tatarskie przybywały łącząc się z armią emira. W taki to sposób z całą ostentacyą przygotowywał się szturm pozorny.

Iwan O* nie ukrywał przed głównodowodzącym, iż należało spodziewać się napadu. Mówił on jakoby miał słyszyć że oblężenie rozpoczną w górze i dole miasta i dla tego to radził wzmocnienie dwóch tych punktów bezpośrednio zagrożonych.

Czynione w obozie przeciwników przygotowania, silnie popierały domysły Iwana O*. To też zwołano radę wojenną i uchwalono skoncentrowanie wszystkich sił na obronę prawego wybrzeża Angary i zagrożonych punktów stolicy.

Tego właśnie pragnął Iwan O*. Nie wątpił on iż przy bramie Bolszaja zostanie pewna część obrońców, ale wiedział także iż obrona słabą będzie. Wreszcie zamierzał on pozornemu szturmowi nadać takie rozmiary, iż głównodowodzący zmuszonym będzie wszystkie siły swoje tam powołać.

W istocie zdarzenie niewypowiedzianie ważne, pomysłu Iwana O*, przeważnie dopomódz miało planowi jego. Nawet gdyby Irkutsk nie był z dwóch krańców miasta zagrożonym, wypadek ten sprawiłby skierowanie wszystkich sił rossyjskich ku punktowi przez niego wskazanemu, a tym sposobem je oddalił od bramy Bolszaja. Zamierzał on straszną wywołać katastrofę.

Tak więc było wszelkie prawdopodobieństwo, iż w danej chwili brama będzie zupełnie wolną, a tatarzy ukryci w lesie swobodnie wejdą do miasta.

Tego dnia załoga i mieszkańcy Irkutska wciąż byli w pogotowiu. Przedsięwzięto i zachowano wszelkie ostrożności. Głównodowodzący w towarzystwie generała W* oglądał zwiększone posterunki. Oddział dowodzony przez Wasila F* stał na północy, mając rozkaz niesienia pomocy w więcej zagrożone punkta. Na prawym brzegu Angary postawiono kilka armat stanowiących całą artyleryę.

Przy tego rodzaju ostrożnościach nie powątpiewano o odparciu wroga. Ten prawdopodobnie zniechęcony porażką zawiesi na kilka dni działania wojenne, tymczasem wojska cesarskie nadciągną z przyrzeczoną, a tak gorąco oczekiwaną pomocą. Ocalenie lub zguba Irkutska wisiała na włosku.

Słońce weszło tego dnia o godzinie szóstej minut dwadzieścia, zachodziło o piątej minut czterdzieści. Zmierzch miał potrwać dwie godziny jeszcze. Wreszcie nastąpiła pochmurna noc.

Ciemność ta sprzyjała zamiarom Iwana O*.

Trwające już od kilku dni ostre zimno wskazywało nadejście zimy syberyjskiej, a tego dnia zimniej jeszcze było. Żołnierze zajmujący prawe wybrzeże Angary dla ukrycia swej obecności nie rozpalali ognisk, dotkliwie czuli więc opadającą temperaturę. W oddaleniu kilku stóp płynęły lodowiska. Okoliczność tę głównodowodzący i sztab jego uważali za bardzo pomyślną, bo od tej strony wykroczenie tatarów było niepodobnem, łódź ani tratwa nie przepłynie, ciężaru pieszych kolumn lodowiska nic wytrzymają.

Zadowolenie oblężonych obojętnem było dla Iwana O*, gdyż wiedział on iż tylko pozorny szturm tatarzy od tej strony przypuścić mogą.

Nagle łożysko rzeki inną przybrało postać. Iwana O* cieszyć powinna była taka zmiana, lecz wiedząc iż tatarzy od tej strony szturmu nie przypuszczą, była mu ona obojętną. Około godziny dziesiątej koryto prawie zupełnie oczyściło się z lodowisk – zawały zniknęły, gdzie niegdzie zaledwo spostrzeżono kawał lodu.

Oficerowie rossyjscy spostrzegłszy tę zmianę, uwiadomili o niej natychmiast głównodowodzącego. Domyślano się iż powstała zawala, tworząca zaporę ku dalszemu przepływaniu lodów.

Jak wiemy przypuszczenie było prawdziwem.

Tak więc przejście przez Angarę stawało się wolnem, ztąd potrzeba baczniejszego czuwania.

O północy spokój był jeszcze zupełny. Przy bramie Bolszaja żadnego ruchu, żadnego ogniska.

W obozie za Angarą za to ciągła zmiana świateł, wskazywała ruch nieustanny.

W odległości wiorsty słychać było gwar świadczący o czuwaniu tatarów oczekujących sygnału. Tak upłynęła jeszcze godzina.

O drugiej po północy nic nie wskazywało jeszcze nieprzyjaznych zamiarów wroga.

Dowódzcy miasta już przypuszczać zaczynali iż zaalarmowali się daremnie. Noc dzisiejsza spokojniejszą była od wczorajszej, gdyż ani jeden kartacz, ani jedna raca nie została skierowana na miasto.

Głównodowodzący czuwał dla wydawania rozkazów w miarę okoliczności.

Wiadomo już że Iwan O* mieszkał w pałacu. Pokój jego był obszerny z widokiem na taras. Głęboka panowała tam teraz ciemność.

strog89.jpg (164708 bytes)

Iwan O* stał przy oknie czekając stosownej chwili do rozpoczęcia działania. Sygnał on sam miał wydać. Skoro dokona tego i większa część mieszkańców pobiegnie bronić jawnie zagrożonych punktów, on opuści pałac dla spełnienia zadania swego. Teraz czekał jak jastrząb gotów rzucić się na swoją ofiarę.

Na kilka minut przed drugą, głównodowodzący przyzwał do siebie Michała Strogoff – pod tem mianem tylko znał Iwana O*. Adjutant poszedł po niego, drzwi zastał zamknięte. Zawołał nań…

Iwan O* niewidzialny w ciemności stał wciąż przy oknie. Na wezwanie nie odpowiedział.

Zawiadomiono głównodowodzącego że kuryer nie znajdował się w pałacu.

Nareszcie wybiła druga. Nadeszła chwila działania.

Iwan O* przez okno dostał się na taras.

U stóp jego płynęła Angara.

Iwan O* wydostał z kieszeni lont, zapalił trochę kłaków nasyconych prochem i rzucił w rzekę…

Gdyż z rozkazu Iwana O* rozprowadzono olej mineralny na powierzchni Angary.

Na prawym brzegu Angary eksploatowano źródła nafty, za ich pośrednictwem zamierzał on wprowadzić pożogę do miasta, opanował więc olbrzymie rezerwoary przechowujące płyn palny. Obalił tylko mur a nafta potokiem rozlała się na powierzchnię rzeki.

Dokonano tego przed kilku godzinami i właśnie z tej przyczyny prawdziwy kuryer cesarski, Nadia i ich towarzysze płynęli po pokładzie oleju mineralnego. Przez wyłomy rezerwoarów miliony metrów kubicznych nafty lały się strumieniem.

Oto jak Iwan O* pojmował wojnę! Sprzymierzeniec tatarów, działał jak prawdziwy tatar!

Kłaki zapalone rzucił na Angarę. Natychmiast rzeka cała buchnęła płomieniem. Ogniste płomyki snuły się po całej powierzchni. Kilka pozostałych odłamów lodu jak wosk się roztapiało, tryskając z syczeniem w wodę.

strog91.jpg (177623 bytes)

Jednocześnie ozwały się strzały od południa i północy miasta. Kilka tysięcy tatarów rzuciło się na Irkutsk. Domy drewniane płonęły rozniecając wokoło światło.

– Nakoniec! szepnął Iwan 0*.

I mógł sobie przyklasnąć. Projekt jego był straszny. Obrońcom Irkutska jednocześnie groził ogień i tatarzy. Bito we wszystkie dzwony, a ludność cała spieszyła na obronę miasta i palących się domostw.

Brama Bolszaja była prawie wolną. Zaledwo kilku było przy niej obrońców. Z natchnienia zdrajcy, obrońcy ci zostali wybrani z pomiędzy wgnańców, aby cały ciężar winy mógł być na nich złożonym w przyszłości.

Iwan O* wrócił do pokoju jasno oświetlonego płomieniami Angary, przewyższającemi balustradę tarasu. Potem zamierzał wyjść.

Ale zaledwo otworzył drzwi, do pokoju wbiegła kobieta w zamoczonem.ubraniu, z włosami w nieładzie.

– Sangarra! krzyknął Iwan O* zadziwiony, nie przypuszczając aby inna kobieta wedrzeć się tutaj zdołała.

Nie była to jednak Sangarra, była to Nadia.

W chwili kiedy płynąc na lodzie, dziewica zobaczywszy płomienie Angarry przeraźliwie krzyknęła, Michał chwycił ją w ramiona i rzucił się z nią pod wodę, tam szukając ochrony przeciwko płomieniom. Wiemy iż podówczas byli oni zaledwo o trzydzieści sążni oddaleni od wybrzeża.

Płynąc pod wodą Michał Strogoff i Nadia dopłynęli nakoniec do upragnionego celu – Michał Strogoff był w Irkutsku.

– Do pałacu gubernatora! powiedział.

Po dziesięciu minutach byli już przed pałacem.

Michał Strogoff i Nadia dostali się tam bez trudności – pożar zajmował uwagę wszystkich.

Tłumy oficerów i żołnierzy przybyłych po rozkazy głównodowodzącego, zapełniały dolną salę. Tam w ścisku Michał i Nadia zostali rozdzieleni.

Nadia biegała zrozpaczona, wołając towarzysza i żądając widzieć dowódzcę.

Nagle otwarły się przed nią drzwi pokoju. Wbiegła tam i znalazła się twarz w twarz z tym którego widziała w Tomsku, z tym który za chwilę miał oddać miasto wrogom.

– Iwan O*! krzyknęła.

Słysząc swoje nazwisko zadrżał ten nędznik. Plan jego mógł być zniweczonym. Pozostawało mu tylko zabić tę, która znała prawdziwe jego miano.

Iwan O* rzucił się na Nadię; ale dziewica z nożem w ręku przyskoczyła do ściany gotowa bronić życia swego.

– Iwan O*! krzyknęła powtórnie, wiedząc iż nazwisko to sprowadzi jej obrońców.

Upojony wściekłością Iwan O* wyrwał sztylet z za pasa, rzucił się na Nadię odtrącając ją w drugi kąt pokoju.

strog90.jpg (170200 bytes)

Sądziła się zgubioną, kiedy nagle zdrajcę pochwycono, podniesiono w górę i rzucono o ziemię.

– Michale! zawołała Nadia.

W istocie był to Michał.

Usłyszał on wołanie Nadi. Idąc w kierunku głosu, wbiegł do pokoju Iwana O*.

– Nie lękaj się Nadiu, powiedział stając między nią a nikczemnym zdrajcą.

– Ah! strzeż się bracie!… On uzbrojony!… On widzi, a ty!…

Iwan O* powstał, sądząc iż łatwa będzie sprawa ze ślepym. Ale jedną ręką ślepy pochwycił ramię widzącego i powtórnie rzucił o ziemię.

Iwan O* blady z wściekłości i wstydu, przypomniał sobie szpadę. Wyrwał ją z pochwy, powrócił do boju.

On także poznał Michała Strogoff! ślepy! on jednego ślepego znał tylko!

Nadia przerażona tak nierówną walką wołała pomocy.

– Zamknij drzwi Nadiu i nie wołaj nikogo, powiedział Michał Strogoff. Kuryer cesarski niczego nie może się dzisiaj obawiać od tego nędznika! Niech przyjdzie jeśli śmie! czekam nań!

Tymczasem Iwan O* nie przemawiał ani słowa. Rad byłby szelest swoich kroków, oddech swój zatrzymać, aby go Michał Strogoff nie posłyszał. Chciał uderzyć zanimby ten przeczul zbliżenie jego. Zdrajca nie myślał o walce, on myślał o zamordowaniu tego, którego już oślepił.

Nadia przerażona lecz pełna ufności, spoglądała na scenę tę z uwielbieniem prawdziwem. Zdawało się że spokój Michała i na nią spłynął jednocześnie. Uzbrojenie kuryera składał jedynie nóż syberyjski, wprawdzie nie widział szpady wroga, ale jakimże cudem tak zręcznie jej unikał?

Iwan O* z niepokojem śledził ruchy przeciwnika. Ten nadludzki spokój przerażał go. Napróżno wmawiał w siebie, iż w tak nierównej walce on musi zostać zwycięzcą! Nieruchoma postać niewidomego mroziła go. Wzrokiem szukał miejsca gdzie ugodzić ofiarę… Już je znalazł!… Cóż go jeszcze powstrzymywało?…

Nakoniec skoczył wymierzywszy szpadę w same piersi Michała.

Ten, zadany cios odbił nożem, nie odniósł nawet rany i z zimną krwią czekał powtórnej napaści.

Zimny pot wystąpił na czoło Iwana O*. Cofnął się i znów wymierzył, ale powtórny cios zarówno jak pierwszy został odbity. Nóż potrafił unicestwić działanie szpady nikczemnika.

Ten, rozszalały wściekłością, przerażony nieruchomością żywego tego posągu, bacznie wpatrywał się w oczy niewidomego, zdające się spoglądać w głębinę duszy jego i obezwładniając go.

Iwan O* krzyknął, zrozumiał wszystko.

– On widzi, zawołał, on widzi!…

I jak przerażony jastrząb cofnął się w głąb pokoju.

Wtedy posąg ożywił się, niewidomy stanął naprzeciw łotra

– Tak, widzę! przemówił. Widzę tę szramę którą nosisz po moim knucie, ja cię nią napiętnowałem jako zdrajcę i nikczemnika. Widzę miejsce gdzie zamierzam cios wymierzyć! Broń się! To ma być pojedynek! Mój nóż potrafi odeprzeć twoją szpadę!

– On widzi! mówiła Nadia. Boże miłosierny, czyż to podobna!

Iwan O* czuł się zgubionym. Wysileniem woli odzyskał jednakże odwagę, rzucił się na przeciwnika. Starły się miecze; nóż syberyjski wytrącił szpadę zdrajcy, który ugodzony w serce padł nieżywy.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły. Głównodowodzący w towarzystwie kilku oficerów ukazał się na progu. Głównodowodzący postąpił kilka kroków. Poznał zwłoki tego którego dotąd poczytywał za kuryera cesarskiego i głosem groźnym zapytał:

strog92.jpg (163486 bytes)

– Kto zabił tego człowieka?

– Ja, Michał Strogoff odpowiedział.

Jeden z oficerów zmierzył go rewolwerem, gotów dać ognia.

– Jak się nazywasz? zapytał głównodowodzący.

– Niech Wasza Wysokość raczej zapyta o nazwisko zabitego tu zdrajcy!

– Wszak ja znam tego człowieka To kuryer cesarski!

– Nie, ten człowiek nie jest kuryerem cesarskim! To Iwan O*!

– Iwan O*! wykrzyknął głównodowodzący.

– Tak, Iwan zdrajca!

– Któż więc ty jesteś?

– Ja jestem Michał Strogoff!

Rozdział XV

Epilog.

ichał Strogoff nie był nigdy ślepym. W skutek najzwyczajniejszego fenomenu tak moralnego jak i fizycznego, zgubna działalność rozpalonego ostrza została zneutralizowaną.

Przypominamy sobie, że w chwili wykonania wyroku Marfa Strogoff wyciągała ręce do syna. Michał spoglądał na nią wzrokiem syna widzącego po raz ostatni. Łzy tłumione dumą zgromadziły się pod powieką, a ulatując w gorącu, wzrok mu ocaliły. Pokład pary utworzony z łez unicestwiał działanie gorąca.

Michał pojmował całą doniosłość niebezpieczeństwa gdyby jego tajemnicę odkryto. Czuł wynikające z tego korzyści w spełnieniu swego posłannictwa. Tak więc powinien był pozostać niewidomym dla wszystkich, dla Nadi nawet, nie zdradzić się słowem, nie zdradzić gestem żadnym. Gotów był narazić życie swoje nawet dla przekonania o swojej ślepocie.

Jedynie matka jego wiedziała prawdę, na placu w Tomsku powiedział jej to do ucha, kiedy nachylony okrywał ją pocałunkami.

Nie potrzebuje wyjaśnienia, że kiedy Iwan O* z okrutną ironią kazał mu czytać list sądząc go niewidomym, Michał przeczytał go, dowiedział się o zamiarach zdrajcy. Ztąd też energicznie posuwał się naprzód w podróży. Ztąd tak gorące pragnienie dobicia do Irkutska. Wiedział że miasto miało być oddane zdradą! Że życie głównodowodzącego było zagrożone! Tak więc ocalenie w jego spoczywało ręku.

Wszystko to w kilku słowach Michał opowiedział głównodowodzącemu, dodając zarazem jaki udział Nadia przyjęła w tych wypadkach.

– Kto jest ta dziewica? zapytał głównodowodzący.

– Córka wygnańca Wasila F*, odpowiedział Michał.

– Córka dowódzcy F*, poprawił głównodowodzący, przestała już być córką wygnańca. Wygnańców niema już w Irkutsku!

Nadia mniej silna wrażeniami radości, rzuciła się do nóg głównodowodzącego, ten zaś jedną ręką ją podnosił, drugą podawał Michałowi.

W godzinę potem Nadia już była w objęciach ojca.

Michał, Nadia, Wasili F* byli nakoniec połączeni i wzajemne uczuwali szczęście.

Tatarów odparto – Wasili F* z swym oddziałem rozpędził pierwszych napastników, przy bramie Bolszaja.

Jednocześnie z odparciem najezdników oblężeni zdołali opanować pożar.

Przededniem jeszcze wojska Feofara powróciły do obozu, wielu poległych pozostawiwszy na szańcach.

W liczbie poległych znajdowała się cyganka Sangarra, która usiłowała daremnie połączyć się z Iwanem O*.

Przez dwa dni tatarzy nie dawali znaku życia. Śmierć Iwana O* zabiła ich odwagę. Człowiek ten był duszą tego najścia, zdradą i podstępem przeciągnął na swą stronę chana i wojska jego.

Jednak obrońcy Irkutska wciąż czuwali z jednaką gorliwością.

Nakoniec dnia 7-go Października wystrzał armatni zwiastował przybycie posiłków pod dowództwem generała K*.

Tatarzy nie czekali dłużej. Nie pragnęli oni wojować pod murami miasta i obóz nad Angarą natychmiast zwinęli.

Tak więc Irkutsk był oswobodzony.

Z pierwszymi żołnierzami rossyjskimi dwaj przyjaciele Michała weszli razem do miasta. Byli to nierozłączeni Blount i Jolivet. Udało im się tak jak i wszystkim towarzyszom podróży, dostać na zawałę lodów i tym sposobem uniknąć płomieni. Alcydes Jolivet zanotował w swoim dzienniku:

„O mało nie skończyłem jak cytryna w kuflu palącego się ponczu!”

Ucieszyli się niezmiernie widokiem Michała i Nadi, nadewszystko skoro się dowiedzieli że waleczny ich towarzysz nie był wcale niewidomym. Harry Blount wyprowadził ztąd taki wniosek:

„Rozpalone żelazo może być nicdostatecznem dla pozbawienia wzroku!”

Następnie dwaj korespondenci zabrali się do porządkowania swoich wrażeń z podróży. Wreszcie wystali dwie zajmujące bardzo kroniki do Londynu i do Paryża, dotyczące najścia tatarów, a co szczególne to, że kroniki te nic a nic w ważnych faktach nie różniły się.

Kampania nie przyniosła żadnych korzyści emirowi i jego sprzymierzonym. Najście to okazało się bardzo zgubnem. Wkrótce zostali odcięci przez wojska rossyjskie, które odebrały kolejno wszystkie miasta zdobyte. Oprócz tego tatarów dziesiątkowały mrozy i tylko niewielka garstka tych morderczych wojowników powróciła na stepy.

Droga z Irkutska przez góry Uralskie była wolną. Głównodowodzący pragnął jak najspieszniej powrócić do Moskwy, lecz jedna uroczystość na kilka dni zatrzymała go jeszcze.

Michał zapytał Nadi w obecności jej ojca.

– Nadiu, jeszcze siostro moja, kiedy z Rygi udawałaś się do Irkutska, czy pozostawiłaś po sobie inny żal jeszcze, jak żal po stracie matki?

– Nie, odpowiedziała Nadia, niczego nie żałowałam, za niczcm nie tęskniłam.

– Więc nic z twego serca tam nie zostało?

– Nie bracie.

– Kiedy tak, to Sądzę iż Bóg skazując nas razem na tyle ciężkich doświadczeń, na tyle prób, chciał nas na całe życie połączyć.

– Ah! krzyknęła Nadia, rzucając się w objęcia Michała.

I odwracając się do Wasila F*.

– Ojcze! Szepnęła zarumieniona.

strog93.jpg (171684 bytes)

– Nadiu, największą rozkosz mi sprawi nazwanie was dziećmi memi!

Ceremonia zaślubin odbyła się w kościele katedralnym w Irkutsku. Była ona skromną w szczegółach, ale świetna zgromadzeniem całej ludności tak cywilnej jak i wojskowej, pragnącej podziwiać bohaterów dnia tego i w taki sposób najwyższą swą wdzięczność okazać.

Rozumie się że Harry Blount i Alcydes Jolivet także się tam znajdowali.

– Czy to nic zachęca cię do naśladowania ich? zapytał Alcydes Jolivet towarzysza.

– Kto wie, odparł Harry Blount, gdybym miał tak jak ty kuzynkę!…

– Moja kuzynka już nie na wydaniu! odparł ze śmiechem Alcydes Jolivet.

– Tem lepiej, bo coś mówią o nieporozumieniach między Londynem a Pekinem. Czy nie miałbyś ochoty przekonać się osobiście o ile to jest prawdą?

– Ależ kochany Blount, ja właśnie to samo miałem ci zaproponować!

I dwaj nierozłączeni do Chin wyjechali.

W kilka dni po ślubie Michał i Nadia Strogoff z ojcem wyruszyli w podróż do Europy.

Droga boleści zamieniła się w drogę szczęścia za powrotem. Podróż saniami z niezmierną odbywali szybkością.

Jednak na wybrzeżu Dinki zatrzymali się dzień jeden.

Michał odnalazł grób Mikołaja i postawił krzyż – Nadia modliła się po raz ostatni przy mogile swego heroicznego przyjaciela, którego oboje mieli pamiętać na wieki.

W Omsku oczekiwała ich Marfa. Z radością przycisnęła do serca tę którą oddawna nazywała córką swoją. Dziś odważna syberyjka głośno i z dumą mogła się przyznać do syna swego.

Przepędziwszy kilka dni z matką, podróżni nasi puścili się w dalszą podróż do Europy i wraz z Wasilim F* osiedlili się w Petersburgu, od czasu do czasu wyjeżdżając tylko dla odwiedzenia matki.

Młody kuryer otrzymał w nagrodę order Ś-go Jerzego. Potem do coraz większych do chodził dostojeństw.

Nie tutaj miejsce opisywać jego powodzenie, my tylko postanowiliśmy zrobić opis ciężkich prób jego.

KONIEC.

Poprzednia część